...
Przejdź do treści

Perfumy jako sztuka, ekspresja i pasja – rozmowa z Klaudią Heintze, autorką bloga Sabbath of Senses

klaudia heintze sabbath of senses

Klaudia Heintze to ekspertka w zakresie perfum, ich historii i rzemiosła. To też edukatorka, która nie obawia się wyrażania swojego zdania i kwestionowania stereotypów. Założyła w 2008 roku jeden z pierwszych polskich blogów o tematyce perfumowej – Sabbath of Senses. Wykłada na uczelniach wyższych i prowadzi warsztaty przybliżające osobom uczestniczącym tajniki sztuki zapachu. Kiedy tylko nadarzyła się okazja do przeprowadzenia z nią wywiadu, nie zastanawiałem się ani chwili.

Skąd wzięła się Twoja pasja do perfum?

Dzieckiem byłam jeszcze za czasów ustroju słusznie minionego, kiedy oferta towarów luksusowych (i nieluksusowych w sumie też) była w naszym kraju mocno ograniczona. Moja mama używała wówczas Masumi, które jakoś mnie nie porwały. Potem, kiedy nadszedł wolny rynek, a moja mama zachłysnęła się perfumami alternatywnymi. Tak zwanymi alternatywnymi. Nasza demokracja była młoda, ludzie nie do końca rozumieli różnicę między perfumami oryginalnymi, a tymi z rozlewni, bazującymi na całej tej dezinformacji, że to takie same zapachy, jak oryginały, tylko bez metek. Kiedy więc moja mama kupowała perfumy w jednakowych buteleczkach opisanych Chanel, Dior czy nawet Gabriela Sabattini, to ja – dzieciak myślałam, że to Chanel, Dior i Gabriela Sabattin. Wielu ludzi wtedy tak myślało. Dzięki tym alternatywnym cieczom przez wiele lat miałam przekonanie, że perfumy śmierdzą – to oczywiste, że rozlewnia pracuje w inny sposób, rekonstruując zapachy za pomocą chromatografu. Surowce też się różnią. Odpowiedniki nigdy nie będą pachniały jak oryginał, nie ma w nich ręki artysty która dopracuje zapach, prześledzi dojrzewanie roztworu, da dziełu to dotknięcie ręki artysty.
Moim pierwszym własnym flakonem była Theorema od Fendi, którą dalej uważam za bardzo dobry zapach. Ale nawet piękne perfumy selektywne – czyli te ogólnodostępne, nie rozpaliły we mnie pasji. Dopiero nisza! Kiedy na jednym z festiwali literackich pracowałam jako tłumaczka, znajoma, prowadząca wówczas pierwszego polskiego bloga o perfumach “Moja wielka pachnąca przygoda”, zaaplikowała mi na rękę coś, co nie pachniało jak normalne perfumy. To był Jaisalmer Comme Des Garcons. Zrozumiałam, że perfumy to nie jest grzeczna sztuka do uzupełniania urody – ten zakres mnie w ogóle nie interesuje. Perfumy to po prostu sztuka. Mogą opowiadać historie, malować obrazy w głowie, być całością, a nie uzupełnieniem wizerunku. Obudziły się we mnie głód i szaleństwo! Zaczęłam zgłębiać temat.

Gdzie szukałaś wtedy wiedzy?

Najważniejszym źródłem jest zawsze doświadczenie. Próbowałam wąchać, poznawać perfumy, sprowadzałam je z zagranicy. Niezależne, niszowe, europejskie kreacje sprowadzać trzeba było ze Stanów. Miałam też okazję odwiedzić guerilla store (minimalistyczny sklep tymczasowy istniejący przez rok – przyp.red) Comme des Garcons w fabryce pasty do butów w Krakowie, z którego wyszłam z workiem na śmieci pełnym flakonów. Oni wtedy pakowali swoje flaszki w worki na śmieci i to także było częścią klimatu. Odkryłam fora perfumeryjne i wymiany próbek. Szukałam w internecie, czytałam źródła o substancjach zapachowych, wtedy jeszcze polskich było co prawda mało, ale zdobywałam na przykład niemieckie leksykony kadzideł czy ziół. Przy czym podkreślę raz jeszcze: nic nie zastąpi doświadczenia – czytanie poradników, które mówią co powinno nam się podobać, jest drogą donikąd. Optymalny proces wygląda tak: wąchasz perfumy i wiesz, czy Ci się podobają czy nie. Żaden, tak zwany, ekspert nie może za Ciebie zdecydować, co Ci się podoba. Poznawanie swoich upodobań, wąchanie i eksperymenty to droga do rozwijania pasji, ale też sprawiania sobie przyjemności.

Jak na przestrzeni ostatnich lat zmienił się świat perfum?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie musiałabym zacząć dużo wcześniej. Jak świat perfum zmienił się przez wieki? Zapachy przez setki, nawet tysiące lat miały znaczenie symboliczne. Zapach kojarzony był z boskością, czymś wręcz doskonałym, nieludzkim. W starożytnym Egipcie były aromaty, które uważano za poświęcone bogom – jak oud zarezerwowany dla faraonów i kadzidła oudowe palone, aby nieść modlitwy do nieba. To z krajów arabskich przywieźli kadzidło europejczycy – przykładem jest kadzidło frankońskie „poznane” podczas wypraw krzyżowych. Dlaczego Frankowie poznali akurat olibanum? Dlatego, że okadzano nim ich komnaty. Gdyby na krucjaty jechały kobiety, to przywiozłyby mirrę, bo komnaty kobiet okadzano właśnie słodką, ciepłą mirrą. Perfumy przez wieki były luksusem dla bogatych – pozyskiwanie naturalnych esencji było, i jest, bardzo drogie. Dobrze, że w tej chwili mamy tę wspaniałą chemię, która potrafi naśladować i odtwarzać aromaty. W ciągu ostatniego stulecia zmieniło się przede wszystkim to, że wraz z wynalezieniem aromatów syntetycznych perfumy, podobnie zresztą jak inne sztuki, zeszły pod strzechy. Są to niejednokrotnie perfumy piękne, będące dziełami sztuki, tworzone przez prawdziwych perfumiarzy. To najważniejsza zmiana.

Warsztaty zapachowe prowadzone przez Klaudię
Warsztaty zapachowe prowadzone przez Klaudię

Są jakieś zmiany, które Ci się nie podobają?

Profilowanie perfum ze względu na płeć. To jest kwestia przełomu XIX/XX wieku, kiedy pojawił się nowoczesny marketing. Odkryto, że jeśli powie się klientowi, że produkt jest właśnie dla niego, to klient chętniej wyda na niego swoje pieniądze. Zaczęto mówić, że dane perfumy są dla Twojej płci, wieku, koloru włosów. Wcześniej tego nie było. Woda królowej Węgier (pierwsze znane perfumy na bazie alkoholu – przyp.red) była używana zarówno przez Elżbietę Łokietkównę, jak i jej męża. Napoleon pachniał upojnymi kwiatami, a Maria Antonina piżmem. Ciekawostką jest na przykład to, że Jicky Guerlaina zostały stworzone jako perfumy męskie. Jednak chętniej kupowały je kobiety, wobec tego specjaliści od marketingu dyskretnie przesunęli je na stronę „damską”. Do tej pory używają ich mężczyźni, na przykład używał ich Sean Connery. Czy Sean Connery w spódnicy – szkockim kilcie – i pachnący „damskimi” perfumami był niemęski?

Czy perfumy niszowe to też stosunkowo świeże zjawisko?

Rozumiane jako rozdział głównego nurtu i sztuki niezależnej – tak. Kiedyś perfumy z definicji były niszowe, bo nie tylko świat był “większy” i marek globalnych było mniej, ale też perfumy jako produkt bardzo drogi, dostępny był raczej dla nielicznej, najbogatszej klienteli. Z czasem, kiedy perfumy marek klasy Diora czy Guerlain zaczęły sprzedawać się w setkach tysięcy egzemplarzy, musiały stać się łatwiejsze w odbiorze, mieć niższy próg wejścia. Czy to źle? Nie wiem. Czy to dobrze? Nie wiem. Podoba mi się, że łatwiej jest korzystać z tego dobra. Kiedy jadnak masowy odbiorca zaczyna pachnieć świeżym Polo czy słodkim Diorem  – dla wybrednych, którzy chcą pachnieć inaczej niż wszyscy, musi powstać coś innego. Ludzie zaczęli poszukiwać zapachów wycofanych, zyskujących na wartości nie tylko przez sentyment, ale też przez legendę i ekskluzywność. Powstały perfumy targetowane dla tych, którzy czują się wyjątkowi – chcesz być inny, to wybierz niszę. Poskutkowało to tym, że propozycje buntownicze, nietypowe, czasem wręcz antyestetyczne  jak Black Cashmere Donny Karan zniknęły z mainstreamu, bo ludzie ich poszukujący już nie kupują w perfumeriach selektywnych. Obecnie mamy w nich głównie niezniszczalną klasykę (ale też mocno zreformułowaną) oraz przewagę perfum modnych i po prostu ładnych.
Tyle, że z niszą to też nie jest tak łatwo. Ludzie poszukują niszowych opcji z różnych powodów – wcale niekoniecznie dlatego, że mają szczególnie nietypowy gust zapachowy. I różne są nisze. Nisza cenowa kusi ekskluzywnością i takie perfumy będą po prostu droższe, ładniej opakowane, czasem lepszej jakości, niż w mainstreamie, ale wcale niekoniecznie mniej ładne i mniej grzeczne. Nisza dystrybucyjna kusi ograniczoną dostępnością, która łechce próżność i przykładem będzie tu okraszona skandaliczną reklamą linia Private Blend Toma Forda. Nisza – jak Ford, prywatne serie Armaniego, Atelier Cologne czy Serge Lutens wchodzi też – paradoksalnie- do mainstreamu, bo dostępna jest w Douglasach czy Sephorach. I wreszcie mamy marki naprawdę niezależne, w których osobą decyzyjną nie jest zespół marketingowy, tylko perfumiarz – artysta sam sobie będący sterem i okrętem. I tę niszę ja osobiście cenię najbardziej, choć zdarzają się tu dzieła dość… no, amatorskie. Ale to mi zupełnie nie przeszkadza, bo i dla takich perfum znajdzie się miejsce w moim pojemnym, perfumeryjnym sercu.
Najpiękniejsze jest to, że obecnie właściwie dla każdego coś się znajdzie.

Esencje zapachowe
Esencje zapachowe – trening zmysłów podczas warsztatów.

Wspominałaś, że perfum nie traktujesz w kategorii kosmetyku. W jakiej kategorii w takim razie je umieszczasz?

Perfumy to sztuka. Tym, czym farba jest dla malarstwa, tym esencja zapachowa jest dla kompozycji perfumeryjnej. Oczywiście, jak w przypadku każdej sztuki znajdą się tu przysłowiowe jelenie na rykowisku, nurt pop i sztuka (powiedzmy) wysoka. I wszelkie subkulturowe zjawiska także. Sama w tym kierunku zmierzam z marką, którą aktualnie tworzę.
Co istotne, zdarza się, że ludzie utożsamiają sztukę wysoką czy “prawdziwą” z niszą właśnie. Ja nie uważam, żeby taki prostu podział był prawdziwy. Zdarza się, że w mainstreamie powstają dzieła wielkie, a w niszy powstają propozycje dość nijakie. Inna sprawa, że komu miałoby to przeszkadzać, jeśli ludzie noszą je z przyjemnością?

Co uważasz za klucz do poznania swojego własnego gustu?

Wolność. Otwartość, Samoświadomość. Człowiek, który ma swój gust, wie, co mu odpowiada. Ale są też ludzie ludzie, którzy gustu nie mają. Nazywam ich „bezguściami” i już… już się z tego tłumaczę.
Zwykle bezguściem nazywamy kogoś, kto ma po prostu inny gust, niż my. Bo niestety, ludzie mają tendencje do uznawania, że ich gust jest dobry, a inne są… mniej dobre. (śmiech) Tymczasem ja uważam, że jeśli dana osoba wygląda inaczej, niż się powszechnie przyjęło, to posiada gust. Tylko odmienny. „Bezguścia” nie do końca potrafią zdecydować, co im się podoba i potrzebują autorytetu, znawcy tematu który im to powie. Mody, trendu, magazynu albo stylisty, który wytłumaczy im, co jest aktualnie ładne i dlaczego to, co było ładne dwa lata temu teraz już nie jest. Bezguścia nader często noszą się modnie, pięknie, nowocześnie.
Tacy ludzie będą sięgać po perfumy modne i będą czuli się w nich dobrze. Co przecież jest najważniejsze. Ludzie z gustem będą decydować się na używanie tego, co im do tego gustu pasuje, bez względu na modę i bez względu na to, dla jakiej płci, wieki, znaku zodiaku czy koloru włosów przeznaczą dane perfumy specjaliści od wizerunku. To, moim zdaniem, droga, którą warto podążać. 

Prowadzisz warsztaty zapachowe, na których zapoznajesz ludzi ze światem perfum. Jak to robisz?

Warsztaty obejmują wiele tematów – historię, aspekty kulturowe, tworzenie tak zwanej garderoby zapachowej, aspekty zmysłowe związane z węchem, tworzenie perfum, komponowanie własnych perfum z moją pomocą… Inaczej będą wyglądały warsztaty dla studentów kosmetologii, inaczej dla studentów kulturoznawstwa, inaczej dla grupy będącej na wyjeździe integracyjnym, a inaczej dla pasjonatów. Od innej strony będę podchodziła prowadząc warsztaty o zapachach w poezji Leśmiana, a inaczej warsztaty dla studentów chemii, którzy poznają sposoby pozyskiwania esencji. Prowadzę też indywidualny dobór perfum, serię rozmów i póżniej wielu testów, podczas których prowadzę osoby przez proces poznawania własnych upodobań i cieszenia się własnymi wyborami.

Jak wygląda ten proces?

Na początku rozmawiamy – o oczekiwaniach względem perfum i preferencjach. Oczekiwania mają znaczenie – nie można dobierać perfum tylko po to, żeby spełnić oczekiwania społeczeństwa, musimy się przede wszystkim dobrze w nich czuć. Jeśli oczekiwania społeczne są dla danej osoby ważne, to uczymy się wypracować kompromis. Kiedy nie są one dla niej ważne, to uczymy się tego, co się jej podoba, na czym skupić się w procesie odkrywania, jak swobodnie czuć się ze swoimi wyborami. No i, oczywiście, samego dokonywania wyborów także. Czasem kończy się to po prostu zbudowaniem kolekcji, a czasem jest tylko otwarciem drogi. Wszystko i zawsze zależy od oczekiwań człowieka, z którym pracuję.

Na rynku mamy setki perfum designerskich, perfumy niszowe, nowości i premiery z każdej strony. Jak zachować w tym umiar?

To zależy czy chcemy zachować ten umiar. Odrobina szaleństwa nie jest niczym złym. (śmiech) Czasami tłumaczę ludziom, że droga jest celem. Poznawanie przecież nie musi mieć końca. Nawet jeśli już poznamy te najpiękniejsze perfumy, które będą dla nas ideałem, to przecież nie wiadomo, czy kiedyś nie poznamy kolejnych, albo nie zmieni nam się gust, oczekiwania, potrzeby i w wyniku tej zmiany nie zdecydujemy, że chcemy pachnieć czymś innym. Jeśli mamy ochotę poznawać, rozwijać się i eksperymentować – róbmy to, najleiej do końca życia. Jeżeli nie mamy ochoty, albo znaleźliśmy swojego perfumowego Świętego Graala i chcemy by był on naszym signature scent, to mamy prawo przestać poszukiwać i celebrować swoją przyjemność w sposób, jaki nam odpowiada. Słuchajmy siebie, nie ulegajmy presji, nie przejmujmy się tym, co (ktoś uważa, że) powinniśmy.

Jaki mit chciałabyś obalić?

Mit, że naszą wrażliwość determinuje płeć. Płeć to konstrukt. Jest tyle czynników, które wpływają na świadomość i ekspresję płci – psychicznych, biologicznych, genetycznych, społecznych… Dlaczego więc nagle mamy uznać, że mamy dwa zerojedynkowe rodzaje perfum: dla mężczyzn i dla kobiet. Jak to ma działać? Spoglądamy na człowieka i mówimy mu co ma lubić? I czego lubić mu nie wolno? Kobiety mają przecież prawo mieć cechy stereotypowo nieprzypisywane kobietom. Mężczyźni mają prawo nie być jednowymiarowi i zawsze macho. Mężczyzna ma prawo lubić kwiaty w perfumach, bo taki ma gust.
Usiłuje nam się wmówić, że mężczyzna który pachnie kwiatami jest niemęski, niezdecydowany. Przecież w naszej kulturze jest wręcz przeciwnie. Wymaga odwagi wyłamanie się ze sztywnych norm, wymaga samoświadomości niedefiniowanie się przez płeć. Bardziej atrakcyjne i odważne jest definiowanie się przez swoje pasje, talenty, upodobania, to, czy jesteśmy dobrymi ludźmi. To jest prawdziwa wyjątkowość. Pseudoznawcy, albo wąsaci wujowie, którzy mówią nam, czym mamy pachnieć według płci, czy też co musimy ubierać w danym wieku, poświęcają wolność dla wyimaginowanego porządku. Warto wspomnieć, że w niszy perfumeryjni artyści tworzący zapachy rzadko kierują je do określonej płci. I ta otwartość, wolność wyboru to jest coś, czego życzę wszystkim.

Czy masz jakieś marzenia zapachowe?

Jestem w trakcie spełniania marzeń. Od prawie roku pracuję z najlepszym laboratorium w Europie, tworzę taką naprawdę niszową markę, która ma być nową drogą, taką perfumerią subkulturową (nie mylić z kontrkulturą). Poszukuję czegoś, czego może jeszcze nie było – a o to trudno, bo świat perfum pełen jest piękna!
Marzę też o tym, żeby ludzie mieli odwagę poszukiwać, wyrażać się bez poczucia winy, swobodnie, a świat przestał przejmować się stereotypami. Żeby każdy, kto próbuje ograniczać osoby wyrażające siebie sam został zepchnięty na margines. I to dotyczy nie tylko sztuki perfumeryjnej.

Ostatnie pytanie – czym dziś pachniesz?

Jak będę mogła powiedzieć, to się z Tobą skontaktuję i uaktualnimy tę odpowiedź (śmiech).

Klaudię Heintze znajdziecie pod adresem https://www.sabbathofsenses.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Seraphinite AcceleratorOptimized by Seraphinite Accelerator
Turns on site high speed to be attractive for people and search engines.