Ten przegląd marki nie jest w żaden sposób sponsorowany. Zasłużyli na te zachwyty – uwielbiam markę Zelens!
Zelens to jedna z moich ulubionych marek wszech czasów, której używam od 2020 roku (kupowałem jeszcze przed wielką reformulacją i zmianą opakowań). Są brytyjską marką pielęgnacji stworzoną przez lekarza – dr Marko Lensa, eksperta ds. czerniaka, chirurga plastycznego i rekonstrukcyjnego z imponującym dorobkiem naukowym (w tym studiami naukowymi na Harvardzie).
DNA marki Zelens już od jej założenia w 2005 zawiera łączenie składników aktywnych o udowodnionej naukowo skuteczności z efektywnymi składnikami pochodzenia roślinnego w podejściu kładącym na pierwszym miejscu rezultaty i innowację. W dzisiejszych czasach nie brzmi to odkrywczo, ale 20 lat temu? Można powiedzieć, że wyprzedzało to swoje czasy, a teraz wszyscy to doganiają.
Każdy produkt jest testowany aparaturowo pod kątem skuteczności przed wprowadzeniem na rynek i to widać. Uwielbiam to, jak marka się pozycjonuje na rynku – branding oparty na nauce, luksusowe szklane opakowania, przywiązanie do detali i szczegółów, eleganckie teksturalne formulacje po brzegi wypełnione ekscytującymi składnikami aktywnymi… No dobrze, wystarczy. Wiecie, że jestem fanem.
Na przestrzeni ponad dwóch lat wypróbowałem większość ich produktów, podsumowałem tutaj moje myśli na ich temat. Ten post będzie żył swoim życiem, będę go uaktualniał w miarę próbowania kolejnych ich kosmetyków. Zaczynamy.
Produkty oznaczone gwiazdką zostały przynajmniej raz wysłane przez markę bez wymagań co do ekspozycji na profilu/recenzji lub jako uzupełnienie poprzednio kupionych przeze mnie zapasów. Resztę kupiłem.
Wszystkie produkty (poza Z-22 i Lip Treatment Oil) są bezzapachowe i pachną surowcami.
Kupicie je tutaj – bez cła i z niezłymi promkami: https://eu.zelens.com
Oczyszczanie:
Shiso Balm – najlepszy na pierwszy etap wieczornego podwójnego oczyszczania, zmywa makijaż. Emolientowy, łatwo emulgujący się gęsty żel z niską zawartością olejów. Efektywny, wydajny i po prostu miły w użytkowaniu. Odżywia, ale nie zostawia za sobą tłustej warstwy. Ma antyoksydanty. Jeśli trzeba, to da radę jako jednoetapowe oczyszczanie jeśli na twarzy nie ma ciężkiego makijażu. Podoba mi się plastikowe opakowanie, które nie stłucze się pod prysznicem.
Maski:
Instant Recharge – mam, jeszcze nie testowałem.
Mgiełki (najlepiej aplikować na ręce, a potem wklepywać w twarz – oszczędzamy produkt!)
Microbiota P3 * – mgiełka wspierająca mikrobom, najlepiej używana jako serum łagodzące. Probiotyki, postbiotyki, peptydy, ekstrakty botaniczne, wsparcie bariery… Ciężko się rozczarować, bo widocznie nawadnia i daje skórze ładny, zdrowy głów. Dla każdego typu skóry, ale najlepiej sprawdzi się na skórach mieszanych-suchych.
Provitamin D * – mgiełka wspierająca barierę, najlepiej używana na etapie serum. Część kolekcji z witaminą D (nazywanej przez dr Lensa i Caroline Hirons pieszczotliwie „Fortificante”). Tytułowa prowitamina D, ekstrakty botaniczne, glikozaminoglikany, wsparcie bariery, składniki łagodzące i nawadniające. Świetna w stabilizowaniu stanu skóry i jako lekka pielęgnacja barierowa. Dla każdego typu skóry, ale najlepiej sprawdzi się na skórach mieszanych-suchych.
Life hack: Daje przepiękny efekt glass skin użyta jako setting spray na makijaż.
Krem pod oczy:
Triple Action Eye Cream – używała go moja mama (skóra 60+), podobał jej się. Niestety nie udało mi się uzyskać dokładniejszej recenzji, ale zużyła do denka 🙂
Serum:
Lumino – Kremowe serum z ciekłokrystaliczną bazą. Ma wiele składników przeciwprzebarwieniowych, działających zarówno na te świeże jak i te brązowe – od klasycznego niacynamidu po DGA, PAD, peptyd hamujący tyrozynazę, kwasy glicyryzynowy i aminoetylofosfatynowy, hesperydynę i dwie formy witaminy C (tetra i etylowaną). Jest delikatne, można go używać razem z retinoidami czy kwasami, dodatkowo zawiera kilka składników łagodzących. Bardzo mi się podobało. Skóry suche mogą używać jako serum, tłuste jako krem.
Hyaluron Intense * – nawadniająco-napinające wielohumektantowe serum z 1% kwasu hialuronowego o różnych masach cząsteczkowych (i nawet jednej formie enkapsulowanej w niosomach). Ma kilka interesujących antyoksydantów – m.in. kwas bursztynowy, ekstrakt z liści shiso, magnolol. Gdyby to nie wystarczyło, to ma polisacharydy, składniki makrobiotyczne oraz enkapsulowany w niosomach kaempferol, cząsteczkę która potrafi hamować aktywność hialuronidazy, enzymu występującego w naszej skórze który rozkłada kwas hialuronowy. Działanie widocznie napinające zaskarbiło sobie moją sympatię, lubię za bycie więcej niż tylko kolejnym serum z kwasem hialuronowym. Dla wszystkich typów skóry.
Melatonin B12 * – serum naprawcze na noc z melatoniną (antyoksydant), witaminą B12 i wieloma peptydami, czynnikami mającymi regulować rytm dobowy i odżywczymi ekstraktami. Tekstura jak zwykle jedwabista i elegancka, ale efekty dosyć standardowe jak na serum naprawcze. Dobre, ale jeśli rodzeństwo to geniusze… Dla wszystkich typów skóry.
Tea Shot * – świetna opcja dla osób preferujących sera antyoksydacyjne bez witaminy C. Dlaczego nazywa się właśnie tak? Zawiera zieloną herbatę, olej z zielonej herbaty, EGCG (główny aktywny polifenol z zielonej herbaty), matchę, białą herbatę, rooibos i kombuchę. To jednak nie wszystko – do tego dołączają niezłe składniki odżywiające i zmiękczające skórę. Podoba mi się jak widocznie zmniejsza nasilenie zaczerwienień – u mnie zrobiło różnicę. Nie nada się raczej dla bardzo tłustych skór, bo jest emulsją o pewnej wadze.
Linia Power (produkty mające wynieść pielęgnację z witaminami A, B, C, D i E na nowy poziom):
Power B * – stworzony głównie dla skóry tłustej skłonnej do „wyprysków”, to lekkie serum jest pełne witamin z grupy B: B3 (niacynamid), B5, B6, B7, B9, B12. Ma też sporo innych składników – nawadniających, fermentów, antyoksydantów, ekstraktów botanicznych… Ten produkt nie został stworzony z moim typem skóry na myśli, więc zauważyłem głównie nawodnienie i miłe uczucia przy aplikacji – używałem głównie pod retinal jako bufor, bez podrażnień. Pachnie użytym ekstraktem z rozmarynu.
Power C *- jedno z moich ulubionych serów z witaminą C wszech czasów. 20% Tetry oraz niedoceniana pochodna silanolowa są rozproszone w eleganckiej, jedwabistej emulsji micelarnej wzbogaconej lizofosfolipidami sojowymi. Obsada drugoplanowa jest imponująca (ja bym nominował do Oscara!) i zawiera m.in. filtrat Saccharomyces, regenerujące silanole i botaniczne antyoksydanty. Dla wszystkich typów skóry, może nie dla skóry bardzo tłustej która lubi wodniste produkty, ponieważ jest dosyć odżywczą emulsją. Uwielbiam – jest taka, jak DNA marki Zelens – efektywna, elegancka i technologicznie zaawansowana.
Power D *- to półsuche serum emolientowo-olejkowe, o którym warto myśleć w kategoriach produktów relipidujących i naprawczych. Jeden z najbardziej znanych produktów Zelens. Najlepiej użyte jako serum lub wmieszane na dłoni w krem nawilżający. Pełne różnych olejków, łagodzącej prowitaminy D, ekstraktów grzybowych i aminokwasów. Dla mnie niezastąpione jako produkt na spore podrażnienia po goleniu, świetnie zmniejsza widoczność zaczerwienień i podrażnień, przywraca skórze komfort. W pielęgnacji barierowej też ma zasłużone wysokie miejsce. Jeśli Wasze skóry nie ulegają łatwo podrażnieniom lub nie lubicie olejkowych faktur – to nie dla Was.
Power E *- interesujący produkt, który pokazuje innowację marki jak mało który – włożyli tutaj praktycznie każdą występującą w kosmetykach formę witaminy E, w tym kilka estrów, pochodne silanolowe i tokotrienole. W związku z niezłymi właściwościami nawilżającymi witaminy E (i jej niewielkim działaniem antyoksydacyjnym), i tym, że w serum jest rozproszona w ciekłokrystalicznej emulsji, jest ono lekkie, a przy tym nawilżające jak prawdziwy krem. Do tego ma lipidy, glikozaminoglikany, ferment Saccharomyces i kilka innych interesujących składników. Dla wszystkich typów skóry, szczególnie tych które nie kwalifikują się do Power D – tutaj też znajdziecie świetne wsparcie bariery!
Kremy nawilżające:
Emulsion D *- najbardziej kosztowo efektywna pozycja z linii D, Emulsion D to krem lipidowy średniej wagi z maślaną fakturą i macierzą lamelarną, która ma upodobnić ułożenie lipidów w emulsji do tego w naszej skórze. Prowitamina D spotyka tu ceramid i różnorakie lipidy, wsparcie mikrobiomu, trehalozę, łagodzące składniki aktywne i nawadniacze. Dla mnie to efektywny krem nawilżający, który jest zadowalająco wydajny i szczególnie dobry jako krem po goleniu. Przez to, że ma zostawiać ochronną warstwę na skórze, to potrafi zostawić trochę glow, więc warto mieć to na uwadze, ale na mojej suchej skórze nie jest najbardziej błyszczącym kremem.. Dla wszystkich typów skóry, może nie dla tych które nie tolerują efektu glow nawet w nocy.
3T Complex * – jest zaprojektowany tak, żeby zawierać wszystko czego potrzebuje skóra od kremu. 20 enkapsulowanych w liposomach ekstraktów botanicznych, w tym 5 alg, do tego specjalny blend olejków współtworzący fazę lipidową emulsji, kwas ursolowy wspierający barierę, Tetra, żywica Guggul która ma natychmiastowo nawadniać skórę (to widać!) i więcej specjalnych składników. Faktura jest przyjemna, maślana i uwielbiam ją. Nakładać lepiej jest ją na wilgotną skórę dla lepszej rozprowadzalności. Wkrótce do niego wrócę! Skóry tłuste mogą preferować go na noc.
Olejki:
Z-22 *- ile mamy czasu? Jak wiecie, moja sucha, skłonna do odwodnienia skóra absolutnie uwielbia olejki do twarzy – wiem też, że nie są dla każdego, więc jeśli zaliczacie się do tej grupy to możecie pominąć ten akapit, będę tu rozpływał się nad tym olejkiem. Jest dla mnie blisko perfekcji – lekki, nawilżający, teksturalnie elegancki i bajecznie pachnący. Bazą tego olejku jest dosyć rzadki olej z Shiso, który jest pełen antyoksydantów. Kompozycja łączy go z 21 innymi olejkami – sprawdźcie opisy na stronie, które wspaniale pokazują ich właściwości. Niektóre z nich są pachnące, jak np. z cytryny, bergamotki, labdanum i kwiatu róży – dają mu szlachetny, głęboki zapach kwiatów i cytrusów. Jest to znakomity olejek, który kupiłem ponownie kilka razy. Kolejny bestseller Zelens.
Usta:
Lip Treatment Oil * – jeśli szukacie luksusowego olejku do ust, bądź po prostu eleganckiego, bezbarwnego produktu do ust na dzień – nie musicie już szukać. Baza jest dobrze złożona, nie obciąża ust i oferuje wsparcie antyoksydacyjne. Czuć, że usta są odżywione od razu po nałożeniu, a efekt trwa dłużej niż po innych olejkach do ust które używałem, szczególną zaletą jest minimalna migracja – zostaje tam, gdzie jest nałożony. Nie jest klejący, daje subtelny połysk zmiękczający wygląd ust. Waniliowy zapach nie jest zbyt mocny. Moje usta uwielbiają, ja też. Nie jest to produkt ratunkowy do przesuszonych ust, ale nie jest zbyt wysuszający.